Cudowne lata – Valérie Perrin

Valérie Perrin poznałam dzięki „Życiu Violette”, książki nieoczekiwanie tchnącej nadzieją i optymizmem. Nieoczekiwanie, bo na jakiż optymizm można liczyć, czytając o kobiecie opiekującej się cmentarzem? A jednak (o „Życiu Violette” przeczytacie TUTAJ). I „Cudowne lata” też nieoczekiwanie tchną ciepłem i optymizmem, nie tylko tym wynikającym z nostalgii za czasem dzieciństwa, kiedy wszystko było cudowne. Bo nie było – trójka bohaterów zmagała się z własnymi demonami, wśród których znalazł się sadystyczny nauczyciel, tęsknota za rodzicami, którzy zniknęli w dzieciństwie czy trudna miłość do tych rodziców, którzy są nami wiecznie rozczarowani. I czymś jeszcze, czego nie zdradzę, bo na tym opiera się mocno zaskakująca puenta książki.
Książka dzieje się w dwóch liniach czasowych – teraźniejszość, kiedy wszyscy są dorośli, po przejściach i nie utrzymują ze sobą kontaktów. I przeszłość, w której Nina, Étienne i Adrien pewnego dnia stworzyli nierozłączną trójkę. Étienne był liderem, pięknym, złotym chłopakiem, za którym podążają wszyscy, jak ćmy za światłem. Nina była sercem, artystycznym tchnieniem, spoiwem, a Adrien podążał za nimi jak cichy, niewidoczny duch, niezbędne dopełnienie. Byli sobie najbliżsi, nikt nie był w stanie wedrzeć się między nich – dziewczyny czy chłopcy, rodziny, szkoła. Ich życie to było leżenie nad basenem i wdychanie chloru, duszne pokoje, rysowanie, zespół muzyczny, który stworzyli, lokalny klub. Wydawało się, że nikt i nic ich nie rozdzieli. A jednak, od pierwszych stron książki widzimy, że nie rozmawiają ze sobą i nie utrzymują kontaktu. I zastanawiamy się, co takiego się stało? Jaka bomba nuklearna wdarła się pomiędzy nich? No cóż – tą bombą były małe kroki codzienności. Nieoczekiwane zakochanie się w niewłaściwej osobie, która zamiast księciem z bajki okazała się przemocowym tyranem. Dręcząca tajemnica. Niewyjaśnione zniknięcie.
Bardzo się cieszę, że książka Perrin nie idealizuje dzieciństwa i pokazuje te rzeczy, które uważamy za normalne, a są ukrytym złem – jak przemoc w szkole, na którą przymykali oczy dyrektorzy, nauczyciele i rodzice, bo przemocowy profesor miał doskonałe wyniki nauczania. Zbyt wybujałe ambicje rodziców, które odciskają piętno na dzieciach. Poczucie porzucenia. I Perrin pokazuje nam to, co czasem dorośli chcą wyprzeć z głowy, czyli odkrywanie przez dzieciaki własnej seksualności i tożsamości. Jak bardzo w tych momentach potrzebna jest uważność i akceptacja, jak bardzo komuś zniszczyć życie może niewłaściwa reakcja. Konstrukcja książki znakomicie pokazała to, jak żyją osoby niebinarne i nieheteronormatywne; z czym wiążą się próby comingoutów i jak bardzo destrukcyjne potrafią być próby dopasowania się do oczekiwań otoczenia, do tzw. normalności. I przy tym wszystkim, tak jak w „Życiu Violette” – „Cudowne lata” potrafią tchnąć nadzieją.
Do przeczytania koniecznie, szczególnie w momentach, kiedy wydaje się nam, że wszystko stracone.
Tytuł: Cudowne lata
Autorka: Valérie Perrin
Tłumaczenie: Joanna Prądzyńska
Wydawnictwo Albatros

Autor

niesamapraca

Dziennikarka, redaktorka, krytyczka literacka. Feministka. A poza tym działaczka społeczna, maratonka, aikidoczka, żeglarka. I to pewnie jeszcze nie koniec :-)

Dodaj komentarz