Księżniczka Bari – Hwang Sok-Yong

Ta książka zainteresowała mnie, bo jest nawiązaniem do mitu, którego centralną postacią jest dziewczyna. I to dziewczyna sprawcza, bo księżniczka Bari z koreańskiego mitu udaje się w poszukiwaniu żywej wody, która ma ocalić jej rodziców. Do tej pory czytywałam podróżnicze mity i baśnie, a nawet bardziej współczesne ich wersje z mężczyznami w roli głównej – od wyprawy Jazona po Złote Runo po wyprawę Froda, żeby zniszczyć pierścień. Owszem, czasem pojawiają się w nich kobiety, ale są raczej statystkami. Tymczasem „Księżniczka Bari” nawiązuje do koreańskiego szamanizmu, w którym, jak się okazuje, wiodącą funkcję pełnią kobiety.

Autor zestawia mit o księżniczce Bari, pierwowzorze wszystkich szamanek (a nawet kilka wersji tego mitu) z losami dziewczynki, dziewczyny, kobiety o tym samym imieniu. Losy rzeczywistej Bari odpowiadają kolejnym etapom podróży mitycznej imienniczki już od momentu narodzin, kiedy to jako niemowlę została wyniesiona przez matkę do lasu, bo pan domu i głowa rodziny miał dosyć narodzin kolejnych córek.

Przede wszystkim historia Bari to opowieść o współczesnej Korei Północnej – tym jej aspektom, które mocno nam umykają, bo nie są tak nośne w serwisach informacyjnych. No, chyba że chodzi o serwisy poświęcone morzu, bo tam dość często pojawiają się informacje o znajdywanych łodziach z trupami rybaków, z powodu klęski głodu wypływających zbyt daleko. Głód – ten realny, który trwał latami od lat 90. ubiegłego wieku, jest dla bohaterki książki i jej rodziny powodem dramatycznego kroku, czyli przekroczenia granicznej rzeki między Koreą Północną a Chinami. A tam zaczyna się już los uciekiniera, znany i nam, chociażby z doniesień z białoruskiej granicy. Jedni karmią i pomagają, inni prześladują i donoszą. Codziennością jest ukrywanie w surowych warunkach, śmierć najsłabszych – dzieci i starców. Zrozpaczeni uciekinierzy miotają się między chęcią powrotu do strasznych, nieludzkich warunków rodzinnych stron a strachem przed powrotem; opłakują bliskich zmarłych lub zaginionych gdzieś w obcych stronach, wreszcie próbują sobie ułożyć życie. Książkowa Bari, jako jedyna ocalała, zatrudnia się w chińskim salonie masażu i uczy zawodu – jednak i tam nie może zagrzać miejsca. Ścigana przez miejscowych bandytów rusza w piekielną podróż statkiem. Nieliczni, którzy ją przeżyją, docierają do centrum cywilizowanego świata, dawnej kolonialnej stolicy – Londynu. Choć bynajmniej nie oznacza to końca ich strachu i wędrówki.

Książkowa Bari łączy świat duchów ze światem żywych; to w świecie duchów próbuje odnaleźć sposób na ukojenie dusz ludzi, którzy ją otaczają i odnaleźć odpowiedzi na pytania gnębiące ludzkość. A cierpienia jest dookoła niej mnóstwo, bo Londyn jest domem tych, którzy uciekają przed wieloma wojnami. Spotykają się tutaj Koreańczycy, Nigeryjczycy, Pakistańczycy; chrześcijanie, buddyści, muzułmanie. Jedni tracą wiarę i porzucają swoje zwyczaje, inni wciąż ufają swoim bogom, że ich cierpienie ma głęboki sens. Jednak „Księżniczka Bari” to – choć oparta na szamańskiej legendzie – nie jest opowieść o wierze i opatrzności. To opowieść o wojnach i tym, że jedni ludzie drugim ludziom robią straszne rzeczy.

Na końcu książki znajdziemy wywiad z autorem książki. Hwang Sok-Yong twierdzi, że jednym z jego celów było zwrócenie uwagi świata na klęski i tragedie dotykające ludzi mieszkających w miejscach „zapomnianych” czy „pomijanych” w oficjalnym informacyjnym i humanitarnym obiegu. Tych za różnymi żelaznymi kurtynami, z rządami dyktatorów czy ideologii, które wykluczają je z „cywilizowanego świata”.

Tytuł: Księżniczka Bari

Autor: Hwang Sok-Yong

Tłumaczenie: Dominika Chybowska-Jang

Wydawnictwo bo wiem