Cud – Victoria Mas

Victorię Mas poznałam dzięki książce „Bal szalonych kobiet”, powieści opisującej mechanizm pozbywania się „niewygodnych” (nieposłusznych, niechcianych, pyskatych, seksualnych) kobiet poprzez umieszczanie ich w szpitalach psychiatrycznych. „Cud” podejmuje tematykę objawień maryjnych – książka ciekawa w kraju, gdzie nieustannie widuje się twarze rozmaitych świętych, zwłaszcza Jezusa i Matki Boskiej jak nie w drzewnej korze to w zaciekach na tynku czy smugach na szybie.

Akcja powieści dzieje się w Bretanii. Do miasteczka jako „uzupełnienie” składu miejscowego oddziału szarytek przyjeżdża siostra Anna. Przebywająca w klasztorze od kilkudziesięciu lat, już jako 13-latka oddana Matce Boskiej siostra Anna Alice przybyła na to smagane wiatrem wybrzeże, bo w Domu Macierzystym jedna z zakonnic przepowiedziała, że tu właśnie ukaże się Najświętsza Panienka. Anna Alice jest przekonana, że to właśnie ona będzie osobą, która dozna objawienia. Jednak niebiosa mają swój plan. Święta ukaże się nie zakonnicy ani nie miejscowemu liderowi religijnej społeczności, nawet nie tutejszemu młodemu, ambitnemu księdzu. Objawienia dozna Isaak – zamknięty w sobie, samotny, wychowywany tylko przez ojca, prześladowany przez rówieśników za swoją seksualną niejednoznaczność. A objawienie wzbudzi w tutejszych mieszkańcach skrajne emocje.

Kwestią poruszaną w książce oczywiście jest autentyczność objawienia, ale rozpatrywana z innej strony. Wizja, gdyby jej doznała tak bardzo wyczekująca zakonnica czy wspomniany lider religijnej społeczności zapewne nie byłby tak bardzo podważana, jak wtedy, kiedy doznaje jej nastolatek z zapuszczonego domu, zaniedbywany przez ojca, bity przez rówieśników za to, że budzi w nich uczucia niezgodne z przyjętą normą. Objawienie ma być przecież czymś w rodzaju nagrody za szlachetne życie, pełne modlitwy i wyrzeczeń? Pytanie tylko, czy rzeczywiście to życie było tak dobre, żeby zasłużyć na nagrodę? Czy byt wyższy nie zagląda rzeczywiście w duszę, widząc wszystkie jej niedostatki i ułomności i osądza? Zresztą, o ile sądzić mnie, osobie niewierzącej, choć czytelniczce Biblii – czy to nie jest tak, że to pokrzywdzeni i maluczcy przechodzą przez ucho igielne? Poczucie niesprawiedliwości w niektórych bohaterach książki budzi bardzo niskie instynkty – przede wszystkim gniew, który popycha do krzywdzenia i przemocy. Tak, jakby ta istota, która się ukazała Isaakowi, testowała całą społeczność. Ci, którzy myślą, że są dobrzy, zmierzą się tym obrazem. Ci, którzy byli samotni, zgorzkniali, opuszczeni doznają pocieszenia – odkryją miłość, czułość, opiekuńczość. Ostatecznie „objawienie” wpłynie na wszystkich, odkrywając zapomniane uczucia i traumy. I owszem, dojdzie też do cudu, chociaż zadać sobie należy pytanie, co tak naprawdę jest cudem i co dla niedowiarków – książkowych i czytających – byłoby ostatecznym dowodem?
Victoria Mas nie odpowiada na żadną religijną kwestię – za to zadaje mnóstwo pytań o ludzką naturę.

Tytuł: Cud
Autorka: Victoria Mas
Tłumaczenie: Bożena Sęk
Wydawnictwo Mova

Wojna biedaków – Éric Vuillard

Chrystus, ten największy z socjalistów nauczał, że jesteśmy równi. Że prędzej wielbłąd przejdzie przez ucho igielne, niż bogaty wejdzie do królestwa niebieskiego. A jednak instytucja Kościoła, podobno głosu Boga na ziemi, w zadziwiający sposób zawsze wspiera tych bogatych, możnych, z władzą. Feudalnych panów, królewskich pomazańców, pisowski rząd. Zamiast wspierać maluczkich, broni zastanego status quo, pozbywając się tych, którzy chcieliby dokonać wyłomu we wzajemnym myciu rąk pana i plebana. Dlaczego? Eric Vuillard nie odpowiada na te pytania – ale pokazuje tych, którzy sobie je zadali. „Dlaczego Bogu, który otaczał się żebrakami, którego ukrzyżowano między dwoma łotrami, trzeba tyle blichtru, dlaczego jego kapłani potrzebuj takiego zbytku?(…) Dlaczego o tym, by wszystko zostawić, mówi ustami tych, co wszystko wzięli dla siebie”? Te monstrancje złote, a skromne, oddane przez bezdomnych maybachy i medialne imperia…
„Wojna biedaków” to króciutka opowieść o ruchu Tomasza Müntzera, ewangelickiego teologa, jednego z pierwszych przywódców reformacji protestanckiej, ideologa i przywódcy wojny chłopskiej w Niemczech. Müntzer krytykował istniejący wówczas porządek rzeczy i domagał się wprowadzeni czegoś, co chyba najlepiej można nazwać chrześcijańskim komunizmem, bo z uporem maniaka twierdził, że na ziemi powinno funkcjonować bezklasowe społeczeństwo, oparte na wspólnocie dóbr. Bohaterów tej cieniutkiej książeczki jest jednak więcej – Jan Wiklef czyli John Wycliffe, angielski teolog; John Ball, ludowy kaznodzieja; Wat Tyler, Jack Cade, Jan Hus – oni wszyscy domagali się równości i sprawiedliwości społecznej. Czasem nie całkowitej, ale może bardziej wyrównanych szans, mniej ciążących na biedakach okowów. Kończyli marnie, lała się krew, płonęły stosy, bo uprzywilejowani nigdy nie oddadzą przywilejów bez walki, ale duch zmian i reform odradzał się nieustannie w kolejnych buntach – „ani pieniądz, ani władza, ani książęta”. Lud boży nie jest już naiwny i prostoduszny, milczący i posłuszny. Lud chwyta za broń i zyskuje głos. I po raz kolejny ginie, w imię Boże, bo z tym imieniem walcą z nimi ci, którzy nie chcą oddać ani skrawka władzy.
„Wojna biedaków” ma tylko 90 stron. 90 stron zwięzłej, uniwersalnej historii walki z uciskiem praktykowanym w imię boże, z imieniem boskim na sztandarach. Uniwersalnej, bo choć opisywany przez Vuillarda bunt miał miejsce w 1524 roku, to wciąż widzimy sojusz tronu z ołtarzem. W naszym kraju też, więc to dobry kraj, żeby czytać Vuillarda.
„Wojna biedaków” znalazła się w finale Nagrody Bookera w 2021 roku.

Tytuł: Wojna biedaków
Autor: Éric Vuillard
Tłumaczenie: Katarzyna Marczewska
Wydawnictwo Literackie