Drabina – Eugenia Kuzniecowa

Książka o wojnie bez jednego strzału i wybuchu, choć ze strzałami wybuchami w tle, jak brzęczące owady. W słonecznym hiszpańskim raju, pełnym arbuzów, palm i winorośli, ale z kompulsywnie scrollowanymi wiadomościami. Z gardłem ściskającym się na widok tego, że ludzie normalnie żyją i się bawią, podczas gdy życie twoje, twoich najbliższych i znajomych legło w gruzach.
Eugenia Kuzniecowa pisze o wojnie w Ukrainie widzianej z daleka, z punktu widzenia Tolika, dość introwertycznego informatyka mieszkającego w Hiszpanii, który spełnił właśnie swoje marzenie i kupił „dom z potencjałem”. Ale nie zdążył w nim zamontować wymarzonego flippera, nie zdążył usunąć ze ścian haftowanych makatek a z półek ceramicznych aniołków, kiedy jego dom stał się azylem dla wojennych uciekinierów – matki, siostry, przyjaciółki siostry, wujka, ciotecznej babki, dwóch kotów i psa.
Pierwsze uczucia, z jakimi stykamy się w „drabinie”, to irytacja. Irytacja Tolika, że wrócił do dziecinnych czasów i nie może żyć własnym rytmem, bo rodzina przeszkadza mu w pracy, komentuje wygląd i sposób bycia. Dom staje się azylem dla grupy, ale przestaje być azylem dla Tolika, który ucieka z niego wszelkimi sposobami – zaczyna biegać, kawę pija w barach, a do własnego pokoju wchodzi po drabinie, żeby uniknąć interakcji. Irytacja wszechobecnymi ludźmi, cioteczną babką, która mu w ogrodzie chce sadzić pomidory i matką, która sprowadza go do roli małego chłopca, nieustannie szczekającym psem, zdziwaczałym wujkiem powoli zaczyna się przeradzać w zapomniane chyba przez bohatera poczucie lojalności – wobec rodziny i własnego kraju. Ten zobojętniały, zdawałoby się, chłopak zaczyna obsesyjnie czytać wiadomości. Irytują go emigranci z Rosji, irytują go ludzie, którzy bawią się na weselu jakby nigdy nic, a na wiadomość, że Tolik jest z kraju ogarniętego wojną, kiwają współczująco głowami i przechodzą do swoich spraw. To otoczenie Tolika to metafora zachodniego świata – czasem współczującego i chętnego do zorganizowania charytatywnej zbiórki, czasem obojętnego, zawsze naiwnego, bo patrzącego na Ukraińców bez zrozumienia, z poziomu bezpiecznej kanapy.
W fascynujący sposób Kuzniecowa maluje swoich bohaterów – zabawnych, tragicznych, wzruszających, irytujących. Każdy z nich jest wyrazisty, jak żywy. Oczyma wyobraźni widzimy wujka, który pasję do naprawiania samochodów przekształca w uzależnienie od flippera; Polinę, która nie może znieść życia, dlatego codziennie chodzi z arbuzami pod pachą; cioteczną babkę zasypującą fontannę toną nawozu. Razem z cioteczną babką obdzwaniamy siatkę informatorów, żeby sprawdzić, gdzie lecą bomby i czy kwitną już kwiaty na daczy. Razem z nimi to rzucamy wszystko, żeby wracać do domu, bo lepiej pod bombami, ale u siebie – to rozpakowujemy walizki. Początkowa irytacja przechodzi w pełną cierpliwości miłość do „swoich”.
Pokazać wojnę bez jednego wystrzały, w spokojnej okolicy, z perspektywy łączącej obcego i uczestnika – ta sztuka się autorce udała. I wcale się nie dziwię, że „Drabina” została w Ukrainie książką 2023 roku.
Tytuł: Drabina
Autorka: Eugenia Kuzniecowa
Tłumaczenie: Iwona Boruszkowska
Wydawnictwo Znak

Autor

niesamapraca

Dziennikarka, redaktorka, krytyczka literacka. Feministka. A poza tym działaczka społeczna, maratonka, aikidoczka, żeglarka. I to pewnie jeszcze nie koniec :-)

Dodaj komentarz