Dlaczego nie było wielkich artystek? – Linda Nochlin

„Dlaczego nie było wielkich artystek?” pyta w swoim klasycznym już eseju Linda Nochlin. To, jak sama twierdzi „głupie pytanie”, które w nas dzisiaj budzi odruch, ten sam, jaki budzi się w nas, kiedy ktoś powie, że kobiety nic nie wynalazły – zaczynamy w pamięci szukać i wynalazczyń, i wielkich artystek. I owszem, znajdujemy, bo wiele z nich po prostu znikło z kart oficjalnego nauczania historii, ale Linda Nochlin to pytanie rozumie zupełnie inaczej – raczej zupełnie inaczej widzi „wielkość”. I to jest ponadczasową wartością eseju, który ukazał się w 1971 roku i mimo coraz bardziej widocznej obecności kobiet w sztuce nie stracił nic na aktualności.
Linda Nochlin stawia tezę, że „wielkość” to wcale nie rozbłysk jakiegoś talentu czy geniuszu, którego cząstki, tak jak to opisał w swoich fantastycznych groteskach Pratchett, krążą po świecie i trafiają w ludzi, którzy robią z niego pożytek. Sam talent nie znaczy nic, jeżeli osoba, która go posiada, nie ma szans, żeby go ujawnić. Nie ma przestrzeni, żeby malować, nie ma funduszy czy możliwości, żeby się uczyć czy ćwiczyć. Michał Anioł potrzebował pracowni, tego, kto go nauczy trzymać dłuto, tego, kto go zabierze do kamieniołomu, kto postawi przed nim nagie ciała, na których artysta może się wzorować. I teraz przypomnijmy sobie, jak bardzo kobiety pozbawione były możliwości artystycznego kształcenia się. Oczywiście tego formalnego – przypomnijmy chociażby fortele Stryjeńskiej przebierającej się za brata, żeby móc studiować sztukę w Monachium. Kobiety były wykluczane z tego cyklu mistrz – uczeń, a jak sobie poczytamy np. książki Sylwii Zientek czy Sonii Kiszy zobaczymy, że te, które mimo wszystko tworzyły w czasach bardziej odległych, pochodziły z artystycznych rodzin, w sposób naturalny omijały edukacyjne wykluczenie. Ale co z tymi, które, uderzone cząsteczką talentu nie miały w rodzinie artystów? Jak wyglądała ich edukacja, nawet kiedy (niechętnie) stworzono dla nich pewne formy artystycznego kształcenia. Odpowiedź na pytanie „dlaczego nie było wielkich artystek” według Nochlin kryje się w naturze instytucji społecznych, w tym, co było kobietom wolno, a czego im zabraniano. I klasyczny przykład – od renesansu po XIX wiek, kiedy to popularność zdobywały obrazy historyczne i to one dawały szansę na zdobycie rozgłosu i pieniędzy, podstawą artystycznego kształcenia było studiowanie nagich modeli. Dziewiętnastowieczni znawcy uważali wręcz, że nie istnieje wielka sztuka przedstawiająca ubrane postacie. Tymczasem aż do końca XIX wieku kobiety nie miały dostępu do nagich modeli i studiów z natury – a jak już w końcu dopuszczono je do tych zajęć, model musiał być przykryty tkaniną (a w takiej Akademii Pensylwańskiej kobiety rysowały…krowy). Żeby obronić cnotę niewieścią, of course.
Nochlin przypomina te braki w edukacji, ale wspomina także, dlaczego systemowo uniemożliwiano kobietom zostawanie artystkami – jak wiadomo, sztuka wymaga zaangażowania i jest samolubną panią. Kobiety tymczasem musiały (i do dziś muszą, nie łudźmy się) myśleć o wszystkim. Rodzinie, dzieciach, mężu, codziennej logistyce, uczynieniu świata lepszym i piękniejszym, bo taka przecież nasza rola. Zaangażowanie w pracę było „niekobiece” i aż się niedobrze robi od przytaczanych przez Nochlin fragmentów na temat roli kobiet i tego, jak bardzo wykształcenie je „psuje”. Owszem, pewna forma artystycznego rzemiosła była dla młodych panien wskazana – rysowanie akwarelek, które uwalniało umysł od trosk, podobnie jak brzdąkanie na instrumencie. Ale prawdziwe, palące, całkowite zaangażowanie w sztukę? Co to, to nie. Jeśli więc przy tym wszystkim jakiejś grupie kobiet udało się stworzyć dzieła, które uznać należy za wielkie, należą im się medale za dzielność.
We współczesnym wydaniu „dlaczego nie było wielkich artystek” znajdziemy napisane przez Nochlin uaktualnienie w 30 lat później, w którym autorka przygląda się zmianom. Pojawiły się studia i badania na temat kobiet w sztuce, ale też zmieniło się poczucie wielkości w sztuce – głównie w ten sposób, że nie ma już przymusu bycia „wielkim”, żeby działać na artystycznym polu, i to z satysfakcją. Zmieniła się też relacja kobiet z przestrzenią publiczną i estetyką – pojawiły się dialogi i negacje. Kobiety wkroczyły też do dziedzin sztuki innych niż malarstwo i rzeźba, burząc bariery i granice między różnymi rodzajami przekazu, czego przykładami mogą być chociażby Polki, Magdalena Abakanowicz czy Katarzyna Kobro. Dyskurs się zmienił, ale dużo jeszcze przed nami do zrobienia – i jeśli was to interesuje, warto śledzić to, co dzieje się w ramach kobiecej sztuki; to, co robią nie tylko w sztuce, ale i dla zmiany widzenia w krytyce sztuki współczesne artystki, takie jak w Polsce Iwona Demko, Bettina Bereś czy Katarzyna Kozyra, czy popularyzatorki, takie jak wspomniana Sylwia Zientek.


Tytuł: Dlaczego nie było wielkich artystek
Autorka: Linda Nochlin
Tłumaczenie: Agnieszka Nowak-Młynikowska
Wydawnictwo Smak Słowa

Histeria sztuki – Sonia Kisza

Dziś o jednej z ciekawszych feministycznych, herstorycznych opowieści z dziedziny sztuki (głównie), ale też kultury ogółem, z dużym dodatkiem nauk społecznych. Autorka, Sonia Kisza zachęca do przyglądania się sztuce bez przyjmowania męskocentrycznego sposobu widzenia. Co może być trudne nawet dla kobiet, bo przecież wyrosłyśmy wychowane w męskocentrycznych wzorcach kulturowych – czasem potrzebujemy po prostu kogoś, kto palcem nam pokaże inne możliwości. Bo tym jest „Histeria sztuki” – szukaniem innych możliwości interpretacji.

Swoją książkę Sonia Kisza rozpoczyna krótkim przypomnieniem histerii – „choroby” wywołanej wędrującą macicą, współżyciem z diabłem, nieczystymi myślami lub odwrotnie, brakiem seksu. „Choroby” usprawiedliwiającej przemoc wobec kobiet, mającą te kobiety trzymać w ryzach. Jak bardzo histeria wrosła w naszą kulturę widać, kiedy kobiety wyrażające gniew czy oburzenie nazywa się „histeryczkami”. Biedne, chore, nienaturalne, do wyleczenia, a często fizycznego unicestwienia, jak w przypadku kobiet oskarżanych o bycie czarownicami oczywiście z męskocentrycznego punktu widzenia. Od opisu „histeryczek” autorka przechodzi do opisywania sposobów, w jaki przedstawiane są kobiety w sztuce i sposobów, w jakie traktowane są kobiety uprawiające sztukę. Jest o religijnej pornografii, czyli malowania obnażonych, maltretowanych dziewic, na przykład św. Barbary czy Wilgefortis na religijnych obrazach. Jest o kobiecym gniewie w przedstawieniach Judyty z głową Holofernesa – wliczając kluczowy dla herstorii sztuki obraz Artemisii Gentileschii, będący wynikiem jej osobistej traumy spowodowanej gwałtem. Do gwałtu także nawiązuje inny rozdział poświęcony bardzo realistycznym rzeźbom Berniniego o porwaniu Prozerpiny czy przemianie Dafne w drzewo laurowe.

Jest o wizerunkach Ewy i węża – i symbolice węża jako synonimu grzechu jako chrześcijańska odpowiedź na kulty matriarchalnych bogiń. Nie brakuje ciekawostek, takich jak wizerunki Sheela na gig i rytuale anasyrmy czy przypominających wulwę wizerunkach ran Chrystusa, które miały łagodzić bóle miesiączkowe. O Jezusie jako superhero i – ponieważ kwestie kobiet łączą się z kwestiami LGBT – o wizerunkach św. Sebastiana, będących de facto obrazami obiektów westchnień malarzy.

Na pierwszy rzut oka to straszny chaos, ale to raczej podążanie za sztuką sposobem opisanym przez Kiszę już na początku – spojrzenie na obraz, poddanie się emocjom, jakie budzi, uwolnienie skojarzeń i wiedzy. Te połączenia mają jeden wspólny mianownik – kobietę w centrum. Kobietę jako bohaterkę, autorkę, mistrzynię, wreszcie kobietę jako interpretatorkę i aktywistkę, bo o większy udział twórczości kobiet w muzeach i na wystawach walczą inne dzielne kobiety, np. Guerilla Girls

Dobrze jest „Histerię sztuki” czytać w pakiecie – przede wszystkim z klasycznym esejem Lindy Nochlin „Dlaczego nie było wielkich artystek”, który niedawno ukazał się w Polsce w nowej edycji (na ten esej powołuje się zresztą Kisza), ale też z książką Sylwii Zientek „Tylko one. Polska sztuka bez mężczyzn” czy z „Kobiety i inne potwory” Jess Zimmerman, feministycznym odczytaniu mitów o Meduzie, Chimerze i innych.

Tytuł: Histeria sztuki. Niemy krzyk obrazów

Autorka: Sonia Kisza

Wydawnictwo Znak koncept